Oblewając swoją zmęczoną twarz chłodną wodą spojrzałam w lustro. Widok zakłopotanej, wyczerpanej i przestraszonej kobiety to ten, którego się doszukałam. Oczy ją zdradzały. Były podpuchnięte, zaczerwienione i pozbawione blasku. Musiała przepłakać wiele godzin, a strach doprowadził do bezsenności, z której zmęczeniem będzie się zmagać.
- Wasza wysokość.. - słyszę opiekuńczy kobiecy głos. To Leonora.
- Proszę.. Nie nazywaj mnie tak.
- Ale książę..
- Pieprzę go, rozumiesz? - spojrzałam na jej zaskoczony wyraz twarzy. - Pieprzę - powtórzyłam opluwając się własnym jadem. Nie umiałam stwierdzić ile dni spędziłam w tym miejscu. Każdy moment przepłakałam, a łzy nie pozwoliły mi dostrzec czy jest dzień czy noc. Borykałam się z tęsknotą za Justinem, Jaredem, mamą, a nawet teściami. Świadomość, że mogłabym ich więcej nie dostrzec gromiła moją nadzieję.
- Nie jedna chciałaby być na Twoim miejscu - tępy komentarz Glorii przeszywa me ciało na wskroś. Jest ordynarna, bezczelna i arogancka. Nie była typem osoby, który pochwalałam. Była totalnym przeciwieństwem Leonory. Lenora była kobietą mimo wszystko szykowną i uczciwą. Była miła.
- Nie jedna biła by się o Twoje stanowisko - syczę, a mina jej zrzędnie. Do tej pory nie odzywałam się do żadnej z nich. Zbywałam każdy komentarz bądź próbę konwersacji. Nie jestem tu dla przyjemności.
Wchodząc z powrotem do sypialni, którą na obecną chwilę zajmowałam westchnęłam. Wystrój jaki tutaj panował był wart pewnie tyle ile mój i Justina dom. Był wyszukany, a jednocześnie tak znienawidzony przeze mnie. Nie pomagał mi w humorze. Jego drogocenne antyki również. Był moją klęską. Niespisaną klęską.
- Przygotowałam kąpiel, pani.
Wzdycham zniesmaczona.
- Chcę dziś sama.
- Wiesz, że nie możesz - tym razem ona westchnęła. - Gdyby oni się dowiedzieli straciłabym tę pracę, wiesz, że nie mogę. - no tak. Całą swoją wypłatę przelewa swoim dzieciom i mężowi. Jest naprawdę wspaniałą kobietą.
Rozbierając się z satynowej piżamy objęłam ciało dłońmi. Nadal byłam skrępowana nagością przy kobietach. Każdy mój ruch był sparaliżowany. Niepewnie wchodząc do wanny stojącej na samym środku łazienki pisnęłam. Woda była wręcz jak wrzątek.
- Gloria.. - sapnęłam - Wiesz co powinnam teraz zrobić? - próbowałam zmalować jej ten przebiegły uśmieszek z ust.
- Niczego pani nie zrobisz - zarechotała - Masz jeszcze mało do powiedzenia.
Nic nie miałam. Nadal nie wiedziałam dlaczego tutaj jestem i kim jest mężczyzna, który w desperacki sposób próbuje mnie do siebie przekonać. Pogłębiającą mnie informacją jest wyłącznie to, iż jestem w zamku rodu O'brien. I nic po za tym. Kobiety nie zdradzają mi wiele, więc pewnie nawet nie mogą.
Spiorunowałam brunetkę wzrokiem odkręcając kurek z zimną wodą. Byłam podirytowana. Zachowanie kobiety wyswabadzało się poza granice rozsądku, którego nawet pewnie nie miała. Nieistotne; Ponownie wchodząc do wanny, opadłam ciałem na dno. Tym razem odpowiednia temperatura wody dała mi ukojenie. Odprężyła mnie.
- Dziś jest wielkie dzień. - uśmiechnięta Leonora nawilżyła gąbkę żelem, aby wetrzeć go w moje ciało. Ponownie mogłam poczuć się pozbawiona najmniejszych gestów. - Książę będzie Tobą onieśmielony.
- Ewentualnie niemile zaskoczony - gorycz słów drugiej z kobiet powoduje mój gniew.
- Gloria starczy.. - wstawiła się za mną Leonora. Byłam jej wdzięczna, lecz przez jej troskę ponownie powróciły myśli o Justinie. Znów chciało mi się płakać. Potrzebowałam go, chciałam, aby był przy mnie. Moja miłość musiała tutaj być. Sapnęłam, niepostrzeżenie ocierając łzy z policzków. - Lepiej przynieś śniadanie panience Harriet. - posłusznie wykonując rozkaz opuściła łazienkę. Odetchnęłam. Nie miałam ochoty wdawać się z nią w niepotrzebne konwersacje. Wystarczyło to, iż musiałam znosić jej obecność.
- Opowiedz mi o księciu - wypaliłam. Sama nie wiedziałam dlaczego.. Nie powinnam się nawet nim interesować. Nienawidzę go. A może to przez mój lęk, wywołany niewiedzą. Nie byłam aktualnie niczego pewna. Pragnęłam wyłącznie powrotu do domu.
- Jest wspaniałym młodzieńcem, troszczy się o nas wszystkich - zamyślona spogląda przez okno - A co najważniejsze nigdy się nie wywyższał wśród ludzi takiego pokroju jak my, którzy dla niego pracujemy.
- A ja słyszałem, że jest strasznie bezczelnym sukinsynem - odbijający się męski głos w mych ściankach uszu paraliżuje mnie. Odwracam się w tamtym kierunku, by ujrzeć opierającego się o framugę mężczyznę. Nie spogląda na mnie, głowę ma spuszczoną w dół, a na ustach wymalowany łobuzerski uśmiech. Natychmiast okrywam ciało ręcznikiem, wypuszczając powietrze z ust. Z każdą chwilą tutaj czuje większą presje wywołaną przez krępacje.
- Kim tak właściwie jesteś?
- Wasza wysokość - mówimy z Leonorą w tym samym momencie. Zastygam w bez ruchu. Mam ochotę krzyczeć i nawrzucać mu parę słów, ale uświadamiam sobie, że krzykiem niczego nie zdziałam.
- Nie zaprzeczę, jesteś.. - braknie mi słów, a w gardle mi zasycha. Moje zszargane nerwy jednak nie wytrzymały. Wychodząc z wanny owinięta wyłącznie puszystym ręcznikiem nieoczekiwanie zbliżam się do niego - Sukinsynem.
- Właściwie nie powiedziałabyś mi niczego czego bym już nie wiedział.
- Czemu mnie tutaj trzymasz?
- Dobre pytanie, złotko - przejechał kciukiem wzdłuż swej szczęki - Jesteś mi potrzebna - spogląda na mnie. Po raz pierwszy widzę jego jasnobrązowe tęczówki, które w tak perfidny sposób przypominają oczy Justina. Zaciskam wargi w cienką linię jednocześnie robiąc to samo z pięściami. Nie byłabym sobą, gdybym teraz go uderzyła, lecz wyraz jego perfidnego uśmiechu doprowadza do gorączki.
- Dlaczego akurat ja?
- Leonora, dziewczyna ma być gotowa na 17 - spogląda na kobietę - Zajmij się tym. - i odchodzi. Tak po prostu odchodzi zostawiając mnie z natłokiem myśli. Nie jestem w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa. Nie jestem w stanie zdobyć się na jakikolwiek ruch. Nadal bacznie obserwuje miejsce, w którym jeszcze przez chwilą tutaj stał.
- Wasza wysokość.. - ponownie się do mnie zwraca w ten znienawidzony sposób - Nie mamy wiele czasu, proszę za mną. - wzdycham. Wiele niewyjaśnionych spraw mnie przytłacza. Tłamsi moje wyobrażenia o szczęśliwym zakończeniu i wydostaniu się stąd.
- Dlaczego tutaj jestem? - idąc za kobietą do sypialni przełykam nerwowo ślinę. Trzymam się nadziei, że jednak otworzy się przede mną. W pobliżu nie ma Glorii, która mogłaby na nią donieść.
- Nie mogę Ci pomóc, pani.
- Po prostu chcę wiedzieć jakie książę ma zamiary?
Spoglądam na nią wytrwale.
- Zapewniam Cię, że nic Ci się nie stanie, jesteś tutaj bezpieczna.. - obraca się w moim kierunku - Musisz być tylko cierpliwa.
- Powiedz mi czemu znalazłam się akurat tutaj ja? - wzdycham.
- Masz wyjątkowe szczęście.
- Wyjątkowe szczęście? Słyszysz co Ty mówisz - syczę. - Odseparowaliście mnie od moje męża, od mojego synka i matki. Zabraliście mi wszystko co dla mnie najważniejsze, nie daruje nikomu
- Męża? - przełyka głośno ślinę - Synka? - wymalowany szok na jej twarzy zbija mnie z tropu, jednak po chwili macham na tą ręką. I tak nikt się tym nie przejmuje. Nie martwi. Ważniejsze są korzyści ich wszystkich.
- Właściwie to miałam - usiadłam na podłodze tuż przy łóżku - Nie wiem czy kiedykolwiek ich jeszcze zobaczę. Nie wiem nawet ile spędzę tutaj czasu, a nawet co mnie czeka. - pojedyncza łza spływa po moim bladym policzku. Kobieta otula mnie swoim ramieniem, delikatnie kołysząc mym ciałem.
- Pewnie nikt o tym nie wiedział - wpatrzona w obraz wiszący na ścianie sprawia osoby zamyślonej. Nie podważam jej słów, nie wnikam. I tak niczego się nie dowiem. - Ale.. Chciałabym Ci obiecać, że jeszcze się z nim zobaczysz.
- Powiedz mi po prostu jak mam się wydostać z tego pałacu. - podrywam się na równe nogi, otoczona nadzieją. Wyłącznie ona mi pozostała. Głęboko muszę się jej trzymać.
- Przykro mi, nie mogę. - ponownie, bezsilnie opadam na dywan w tym pomieszczeniu. Chce mi się jednocześnie płakać i krzyczeć, aż zedrę sobie gardło. Nie chcę tutaj zostać. Chcę wrócić do Justina, do Jareda. Chcę, aby mężczyzna mnie przytulił i zagwarantował, że nikt nas nie rozdzieli.
[flashback]
- Kochanie pośpiesz się, nie mamy całego dnia - donośny głos mojego chłopaka wyrywa mnie z transu sukienki. Nadal nie wiem, w której mam iść na rodzinny obiad. Chcę pokazać się z jak najlepszej strony, chcę, aby mnie zaakceptowali.
- Justin.. - wyłapuje jego spojrzenie, którym mnie obdarza przy drzwiach wyjściowych. Delikatnie się uśmiecham pod świadomością, iż mu się podoba. Chcę być tą najpiękniejszą w jego oczach. - Boje się. - kurczowo trzymam jego dłoń, a ten posyła mi uśmiech w ramach otuchy.
- Na pewno Cię polubią. Martwię się, że nawet za bardzo - ponownie mierzy mnie wzrokiem, a jego jabłko adama powiększa się z minuty na minutę. - Nie chcę, abyś tylko rozmawiała dłużej niż oczekuje z moim bratem. W tej sukience prowokujesz. - roześmiałam się melodyjnie, trącając noskiem o jego ucho. Jego zazdrość momentami mnie rozbrajała. Jest wtedy taki uroczy.
- Kochanie.. - wywróciłam tęczówkami dając mu tym samym do zrozumienia "że jest dla mnie najważniejszym mężczyzną"
- Po prostu nie pozwolę, aby ktokolwiek mi Cię odebrał - ucałował mnie troskliwie w czoło - Jesteś moją kobietą i nigdy nikt nas nie rozdzieli.
*
Niski głos służącej przywrócił mnie do amoku. Niezręcznie otarłam łzy, a mym oczom ukazała się taca z jedzeniem na stole pod oknem. Fikołek w brzuchu postawił mnie przed faktem dokonanym, gdy zasiadłam do śniadania, a właściwie obiadu. Byłam niemiłosiernie głodna. To był mój pierwszy tutaj posiłek. Nie miałam nawet ochoty, aby tknąć tutaj cokolwiek wcześniej.
- Pójdę po Twoją kreację na dzisiejszy wieczór..
Zniknęła za drzwiami nie dając mi wiele możliwości. Byłam zmuszona zostać tutaj z Glorią.
- Myślisz, że książę przychyli Ci nieba? - roześmiała się. Nie umiałam jej rozgryźć. Jej tok myślenia mnie powalał. Nie przywieziono mnie tutaj, aby jakiś tam książę z małym koniem mnie uszczęśliwiał. - Szybko się pozna i Cię oddeleguje.
- Liczę na to.. - syknęłam przez zęby.
- Nawet nie pomoże Ci ojciec. - zacisnęłam dłoń na widelcu, aby następnie móc uderzyć nim w stół. Nie znosiłam jej. Od początku pobytu tutaj była wredną suką, a ja nie zamierzałam tego tolerować. Nie należałam do osób cierpliwych. Odsunęłam krzesło, by komfortowo móc wstać.
- Nie mam ojca - złapałam ją za kołnierzyk jej mundurka. Strach i zmieszanie w jej oczach spowodował u mnie przypływ adrenaliny. Właściwie nie miałam pojęcia co przemawia przez moje karygodne zachowanie. Nie byłam taka na co dzień. - Nigdy nie waż poruszasz się tego tematu. - odepchnęłam ją tuż na biurko przy ścianie w momencie, gdy do sypialni wpadła Leonora z błękitną suknią. Skrzywiłam się na sam widok. Nigdy wcześniej nie miałam okazji paradować w takiej kreacji. Były jak dla mnie zbyt wyniosłe.
- Nie założę tego..
- Inaczej nie wypuszczę Cię na kolację.
- Jakby mi na tym jeszcze zależało - widząc jej zażenowanie wyszłam na balkon. Nie musiałam uczestniczyć w całym tym cyrku. Chciałam tylko wrócić do domu, to tak wiele? Odchrząknęła, gdy nieświadomie przyglądałam się z zaangażowaniem w rozpościerający się przede mną widok. Był piękny. Liczne, idealne przycięte drzewka, żywopłoty, kilka fontann i najróżniejsze gatunki kwiatów. Widok zapierał dech w piersiach.
- Wiesz, jesteś jeszcze gorszą egoistką niż sądziłam. - westchnęła Leonora. - Nie doceniasz moich starań, a tak doskonale wiesz, że pieniądze są mi potrzebne. Musze wypełniać swoje obowiązki. - nie spodziewałabym się wybuchu z jej strony. Co jak co, ale nie Leonora. Przewróciłam teatralnie tęczówkami nie chcąc ulegać, lecz widok jej rodziny mnie stłamsił.
- Robię to wyłącznie dla Twojej malutkiej córeczki. - fuknęłam na nią - Gdyby nie tęsknota za własnym synek, olałabym Cię. - owszem byłam niegrzeczna, jednak nie pozostawiła mi wyboru. Nie wiedziała jak w tym wszystkim czuje się ja, nie próbowała nawet mnie zrozumieć. Wypełniała tylko rozkazy księcia. To bezsens.
- Mówiłam, że jest rozkapryszona.
- Nieważne.. Daj mi po prostu te bezguście - wyjęczałam zdeterminowana. Sama nie wiedziałam co powinnam zrobić. Chciałam tam iść i zaobserwować przebieg wydarzeń, a jednocześnie chciałam spędzić ten cholernie trudny czas w tym pomieszczeniu. Sytuacja wypalała mnie od środka.
- Podczas kolacji musisz być bardziej subtelna..
Nikły uśmiech zagościł na moich ustach. Perfekcyjnie to odegram.
- Lenoro, nie wymagaj od niej zbyt wiele.
Zacisnęłam swoje dłonie. Miałam już szczere dość niepotrzebnie wywołanych z nią sporów. Musiałam być tą mądrzejszą, aby nie pozwolić sobie na zdemaskowanie uczuć, które i tak na obecną chwilę dryfują z moimi łzami. Wyłącznie opanowanie mi pomoże.
- Za dwie minuty musimy wychodzić - przeczesałam nerwowo dłonią swoje włosy jednocześnie obracając się ku własnej osi na przeciw lustra. Wyglądałam znośnie. Nie przyzwyczajona oczywiście do takich sukni, lecz znośnie. - Pamiętaj, dopóki książę sam nie pozwoli, nie możesz robić czegokolwiek. Nawet się odzywać. - roześmiałam się, lecz widząc jej minę ponownie przybrałam kamienny wyraz twarzy. Reguły, które tutaj panowały rozbawiały mnie na tyle, aby zapomnieć co tak właściwie tutaj robię. Odpędzały wszelakie myśli od tego, że nigdy się stąd nie wydostanę. Nadal byłam przekonana, że Justin mnie odnajdzie. Że zrobi cokolwiek, aby mnie stąd zabrać. Tęsknie za nim. Za jego dotykiem, pocałunkami czy chociażby przekomarzaniem. Brakuje mi dosłownie wszystkiego. Niewiedza mnie wyniszcza. Uczucia pożerają od środka, a strach współgra z ogniem, którego za wszelką cenę chciałabym się pozbyć ze swojego serca. Za każdym razem, gdy wspomnienia otulają moje myśli tracę oddech. Zapominam jak to jest prawidłowo funkcjonować.
- Wyprostuj się - jęczę na widok olbrzymiej sali bankietowej. Na samym jej centrum rozprzestrzenia się długi stół, przy którym pozostało tylko jedno wole miejsce. Tak przy nim. Gorączkowo przewracam oczami, by odsunąć od siebie myśli, że każdy mi się przygląda. Ich spojrzenia wręcz parzą pod natłokiem emocji.
- Harriet.. - wstając robi cholernie, przeszywający hałas, lecz nie przykłada zbytnio do tego uwagi. Zmierza w moim kierunku z daleka już wysuwając dłoń w moim kierunku. Zirytowana przełykam ślinę odtrącając jego gest. Nie jest tym zadowolony. Jego oczy wręcz błyszczą ogniem, którym z chęcią by mnie poparzył. Moje usta wykrzywiają się w nieudolnym, chytrym uśmiechu - Cieszę się, że zechciałaś do nas dołączyć - kroczy przy mnie do samego stołu. Nie potrafię się zachować, w zasadzie nie wiem co powinnam odpowiedniego zrobić, więc skinięciem głowy penetruję każdą twarz.
- Wasza wysokość.. - podchodzi do mnie jeden z mężczyzn, a następnie kłania się. Wygląda to komicznie, jednakże ustępuje. - To ogromny zaszczyt móc Cię wreszcie poznać.
- Zasiądźmy do posiłku - zdezorientowany jak i hm... skołowany książę przejmuje inicjatywę. Natrafiając na wzrok chłopaka zaciskam usta w cienką linię, aby móc opanować swoje zażenowanie. Przyszłam tutaj, aby cokolwiek się dowiedzieć, a jedyne co zastaje to kolację. Jednocześnie przytłaczająca i bezsilna reakcja na sytuację, z której chcę się uwolnić.
- Życzy sobie panienka coś więcej? - z rozmyśleń wyrywa mnie głos jednego z mężczyzn, którzy obsługują wszystkich na tej sali.
- W zasadzie to tak.. - rozglądam się w poszukiwaniu Leonory. - Chciałabym wrócić do sypialni, a najlepiej do swojego prawdziwego życia. - poruszenie gości jest widowiskowe.
- Ale..
- Ale co? Może zaraz mi powiesz, że wiesz lepiej niż ja? - piorunuje wzrokiem niską blondynkę siedzącą tuż na przeciw mnie. - Chcesz mi powiedzieć, że jestem ogromną szczęściarą?
Milczy, jak każdy tutaj.
- Dość - podrywa się facet, który z nich wszystkich irytuje mnie najbardziej - Nie pozwolę na tę zniewagę.
- A ja nie pozwolę, abyś przetrzymywał mnie tutaj.
- Nikt Cię nie przetrzymuje, Harriet - łapie mnie mocno za łokieć, aby wyprowadzić z tego pomieszczenia. Atmosfera zrobiła się gorąca, a okrzyki niedowierzania ze strony publiczności pobudziły mnie. - Jak śmiałaś?
- Ja? - wykrzykuję, gdy wprowadza nas do nieznanego mi pokoju. - To Ty więzisz mnie wcale nie tłumacząc dlaczego. To Ty wyłudzasz na mnie nieistotne przypuszczenia. - przykładam dłoń do swojego gorącego czoła. Jestem wyczerpana gonitwą, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, iż to dopiero początek. To cisza przez burzą.
- Nic Ci tutaj nie grozi - mówi przez zaciśnięte zęby, a jego oczy ciemnieją.
- I dlatego mam tutaj zostać, bo nic mi nie grozi? - spluwam - Chcę wrócić do domu.
- To jest Twój dom..
- Jesteś taki nieznośny - unoszę dłonie w powietrzu w ramach irytacji. - Dlaczego muszę tutaj być? - mój głos się załamuje. Nie potrafię dłużej walczyć.
- Bo tak mi jest wygodniej.
- Wydostanę się stąd szybciej niż myślisz. - jego śmiech przeszywa me ciało. - Nic nawet z tym nie zrobisz, wrócę tam gdzie moje miejsce. Na pewno nie zostanę tutaj.
- Nie masz wyjścia. Będziesz moją prawowitą małżonką i zostaniesz tutaj czy tego chcesz czy też nie. Będziesz przy mym boku, gdy będę tego potrzebował.- syczy - Przed Tobą wiele miesięcy nauki, rola królowej wcale nie jest przychylna. - mój śmiech wypełnia pomieszczenie, w którym się znajdujemy, jednak, gdy jego sylwetka maksymalnie przyciska mnie do ściany drętwieje. Jego wzrok błądzi po mojej twarzy, aż w końcu cwany uśmiech wkrada się na usta, gdy zdaje sobie sprawę, że góruje nade mną.
To jednak dzieje się naprawdę.
__________♦__________
Hej. Zastanawiam się w kółko i zastanawiam czy taka fabuła mogłaby Wam przypaść do gustu. Sama nie wiem. To oczywiście zupełnie coś innego niż dotychczas pisałam, jednak lekkie obawy mam. Nie chciałabym Was przez to zrazić to tego ff, pomysłów mam jeszcze kilkanaście w rękawie i mam nadzieję, że z waszą pomocą i opinią uda mi się dotrwać do końca!
A więc dodałam specjalnie go na walentynki. Trochę rozpieszczenia z mojej strony!
Wychodzi na to, iż to 3 rozdział w tym tyg.. I teraz coś o wile gorszego..
Jutro znów rozpoczyna się szkoła, a przede mną matura. Nie zawsze będę mogła sobie pozwolić na przygodę Harriet i Justina, jednak postaram się dodać choć raz w tygodniu rozdział! Satysfakcjonuje Was to trochę? Mam nadzieję.
Teraz tylko czekam na wasze komentarze i OPINIĘ ! <3
Jeszcze jedno.
Wybaczcie, że rozdziały są na razie krótkie, jednak to początek - jak zawsze trudny. Teraz będę się rozkręcać:)
Zostałaś nominowana do LBA. Więcej znajdziesz na moim blogu:
OdpowiedzUsuńhttp://selena-justin-love-story.blogspot.com/p/lba-ii.html
Bardzo znakomity rozdział! Wow! Kim jest ten mężczyzna co ją pocałował i jakie ma do niej zamiary?:/ Uwielbiam! Czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńZapraszam!
http://the-dark-soul-jbff.blogspot.com/
http://time-for-us-to-become-one-jbff.blogspot.com/
Genialny rozdział *-*
OdpowiedzUsuńZaintrygowała mnie ta fabuła. Szczęśliwe małżeństwo i nagle jakiś książę. Zapowiada się bardzo ciekawie. ;)
Czekam na rozwinięcie akcji ;)
Pozdrawiam Little Princesss :*
Zapraszam do mnie: http://jb-justin-bieber-fanfiction.blogspot.com/