niedziela, 21 lutego 2016

" 4 "



Zniesmaczona odpycham mężczyznę od siebie, aby móc zaczerpnąć świeżego powietrza, którego tak bardzo teraz potrzebuję. Potrzebuję chwili wytchnienia, dzięki, której zdołam poukładać to wszystko. Aktualnie nie idzie mi to najlepiej. Jestem zamknięta w obcym pomieszczeniu z zupełnie obcym mężczyzną. Justinowi by się to nie spodobało. Ale.. No tak, jego tutaj nie ma. 
Wzdycham zrezygnowana. 
Nadal nie potrafię zdefiniować jednym poczciwym zdaniem szarej gonitwy, w której się znalazłam. Wszystko jest mi zupełnie obce. Ciemna otchłań otula moją rzeczywistość, a ja nie umiem tego powstrzymać. Jestem zbyt słaba. Oni są zbyt silni.. A raczej nieobliczalni. 
Fanaberia, w której uczestniczę jest mi daleka. Przyznaję. Nigdy nie interesowałam się społeczeństwem, lecz ród O'brien? Musze być bardzo odizolowana od miasta, w którym mieszkałam. W którym jest Justin. Nawet nie mam żadnej, pieprzonej świadomości, że jego zostawili w spokoju. Nie wiem co dzieje się u własnej rodziny, paranoja nieprawdaż? 
- Nie chcę być tym czarnym charakterem - słyszę w końcu zdruzgotany głos bruneta. Milczę. Nie jestem w stanie wypowiedzieć czegokolwiek, aby nie pogorszyć ciśnienia - Mogę zapewnić Ci naprawdę poczciwy byt. 
- A czy pomyślałeś, że ja tego chcę? - przygląda się mi uważnie - Spytałeś czy mam chociażby na to ochotę? Nie.. - urwałam, wypuszczając powietrze z ust. - I to jest ten problem. Gryzący problem - przez dłuższy okres czasu nie odzywa się, przechadza się wśród regałów, które się tutaj znajdują, jakby szukał w książkach poczciwej odpowiedzi. Nie spogląda na mnie, wodzi wzrokiem po półkach, a jego trzęsące się dłonie przejeżdżają po niektórych książkach. 
- Myślisz, że dla mnie to jest proste? - oniemiałam. 
- Nawet nie chcę tego analizować. Chcę tylko odzyskać to co mi odebrano. 
- Powinnaś być mi wdzięczna.. - krztuszę się własną śliną. Facet stojący przede mną ma czelność uwydatniać mi morale.  
- Wyimaginowane powieści, wasza wysokość - z przekąsem zaciskam zęby, aby nie utrudniać wodzy wściekłości - Jestem pewna, że Justin mnie stąd zabierze.
- Justin? - wydobywa się z niego nonszalancki śmiech. - Twój nic nie warty mąż w niczym Ci nie pomoże - moja dłoń idealnie wbiła się w jego policzek. Nie miał prawa w jakikolwiek zły sposób wyrażać się o osobie, która kocham. - Próbowałem być miły. 
Uczucie ucisku na moim nadgarstku wywołuje cichy jęk, a jego silna dłoń oplatająca moje ramię ból. Wykręcając moja dłoń za moje plecy opiera mnie przodem do biurka. Jego oczy lśnią, jest zdenerwowany, a mnie nawet to nie powstrzymuje. Próbuje się wyrwać. 
- Nie potrzebuję Twojego miłosierdzia. 
- Twoje dokumenty lada moment będą unieważnione.. - odpycha mnie od siebie - Naciesz się ostatnimi minutami małżeństwa z panem doskonałym, którego pewnie więcej nawet nie ujrzysz. - opuszcza pomieszczenie, pozostawiając mnie z natłokiem myśli. Nie umiem skleić jednego, poczciwego sensu obrotu. Sytuacja, w której nie potrafię się odnaleźć przeraża mnie. A świadomość, która tłamsi nadzieję o powrocie do domu? Obumiera. 
Otulona swoimi dłońmi nie zauważyłam jak długo już tutaj stoję. Cząstka dryfujących wspomnień nie pozwala mi na krok w przód. Chcę się cofnąć. Wrócić do dwóch mężczyzn, którzy są dla mnie najważniejsi. Justin pewnie tam wariuje. Magluje zdarzenia przed którymi nie potrafił mnie ochronić. Świadomość pogrążonego w smutku bruneta wywołuje ból w mej klatce piersiowej. Chciałabym go przytulić, zapewnić, że wszystko jest w porządku. Potrzebuję cholernej przysięgi, że mnie stąd wyciągnie. 
- Panienko.. - obracam się w stronę dochodzącego dźwięku. Dostrzegam mężczyznę, który jako pierwszy przychylił się ku mej osobie na obiedzie. Delikatnie się uśmiecham, moja frustracja nie powinna odbić się na nim. 
- Nie mam siły, ani ochoty na Twoje spostrzeżenia. 
- To nie tak - wzdycha - On naprawdę nie chce źle, stara się. 
- Stara? - wybucham niekontrolowanym śmiechem 
- Tak, tak mi się wydaje. 
- Nie interesuje mnie sterta bzdur wyswobadzająca się z pana ust. 
Poprawiając materiał swojej jedwabnej sukni pozostawiłam go w holu przed sypialnią. Nie chciałam słuchać kolejnej partii kłamstw, które wyeksponował. Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza.
Przechodząc między trzema fontannami rozejrzałam się po okolicy. Ogród był piękny. Osoba, która dbała o tę część zamku musiała spisywać się ponad oczekiwania. Wszystko idealnie współgrało z oddanym kolorem tego miejsca. Mogłabym stłamsić się do refleksji, iż jest to jedyne miejsce, które mogłabym tutaj polubić.

Justin's Pov

- Czy jesteś mężem Harriet? - dyskretnie zmierzyłem sylwetkę kobiety stojącej u progu mych drzwi. Nigdy nie miałem przyjemności z tak wyeksponowaną w świecie ubioru kobietą. Wyglądała co najmniej jakby urwała się z planu filmowego, w którym grała główną rolę. - Skończyłeś? 
- Skończyłem, co? 
- Tak łapczywie mi się przyglądać. 
- Oh, wybacz - niemalże niesłyszalnie roześmiałem się pod nosem, by następnie móc ponownie przenieś wzrok na jej twarz. Wywnioskować można było, iż wcale nie jest w wieku wiele starszym ode mnie, jednak byłem prawie pewny, iż ma za sobą sporo, przepracowanych lat. - W czym miałbym Ci pomóc? - ponownie cichy chichot wydobył się z moim ust. 
- Jest pan na co dzień taki wesoły czy to po prostu dawka spożytego alkoholu? - zwróciła uwagę na butelki porozrzucane tuż za mną, w salonie. 
- Justin - jej zdezorientowana mina kolejny raz wywołała przypływ salwy śmiechu - Jestem Justin, nie żaden pan. 
- Nie zajmę Ci długo - pewnym krokiem przekroczyła próg, udając się prosto do salonu. Nie byłem w stanie jej w tym przeszkodzić. Podążyłem tuż za nią, aby również pozwolić jej usiąść. Nie kryła się z własnym zniesmaczeniem, gdy odrzucała butelki z kanapy, by w ogóle móc na niej usiąść. Owszem, przeginałem. - Chodzi o Twoją żonę. 
- W takim razie marnujesz nasz czas. 
- Ale.. - uważnie obserwowała moje ruchy, gdy podnosiłem się, aby odprowadzić ją do wyjścia. - Ona mówiła, że będziesz chciał ją odnaleźć. 
- A więc obie jesteście naiwne - gorycz w moim głosie próbowała przyćmić ból, który odczuwałem. Nie chciałem ukazywać uczuć, które próbowały wypłynąć. Chciałem je stłamsić. - Ta kobiet już mnie nie interesuje, żegnam. 
- Byłeś jej ostatnią nadzieją - niemalże załkała, a ja musiałem jak najszybciej usunąć ją z mojego, naszego mieszkania. Nie chciałem, by widziała mnie w tym stanie. - Oni ją niszczą. 
- Wyjdź, proszę wyjdź. - moja dolna warga drżała, a widok oszołomionej kobiety wydobywał ze mnie pierwsze partie złości. 
- Ona cierpi, musisz pomóc - jej wzrok zjeżdżał z mojej twarzy na zaciskającą się na butelce dłoń. - Musisz zrobić wszystko, aby tutaj wróciła. 
- Powiedziałem, abyś wyszła - syknąłem już przez zęby. Jej upartość nie mogła zdominować. Była w moim domu, gdzie rządzą moje zasady. 
- Skontaktuj się tylko z tym człowiekiem. - podając mi świstek papieru, wyszła. Nie myślałem zbyt długo nad czynem i zgniatając kartkę rzuciłem ją gdzieś w kąt. Nie byłem gotowy na krok w przód. Kobieta, którą kochałem nad życie zostawiła mnie bez wyjaśnienia na dodatek zabierając ze sobą syna. Nie liczyła się z moim uczuciami, wyjechała. 
Myślałem, że wiem na tyle, aby móc zapewnić przyszłość. Była jedyną kobietą dla, której zrobiłbym wszystko. Była najważniejsza, a tak naprawdę pewnie nic o niej nie wiedziałem. 
W ułamku kilku sekund byłem w stanie ją znienawidzić, lecz garstka wspomnień była na tyle dociekliwa, iż nie pozwoliła na nic konkretnego. Zastąpiłem wszystko alkoholem. Każde odczucie, tęsknotę czy przeszłość. Wyłoniłem się przed szereg spustoszenia. 
Wyjmując z kieszeni list zadrżałem. Czytałem go tak wiele razy, a nadal nie mogę uwierzyć w sytuację, w której się znajduje. Bywa nierealna. Odkapslowując kolejne piwo, zatopiłem się w jakimś filmie, który właśnie rozpoczął się w telewizji.

Harriet Pov's

Gdy moje ciało otuliła partia chłodnych dreszczy postanowiłam wrócić do zamku. Przesiedziałam w ogrodzie całe popołudnie. Moje myśli wciąż pochłaniała przeszłość. Justin, Jared i wszyscy bliscy. Brakuje mi tych beztroskich momentów z chłopkami. Justin zawsze wiedział co robić, abym była szczęśliwa, a Jared był na tyle uroczy, aby wywołać ogromny uśmiech na mych ustach. Czułam się przy nich rewelacyjnie i zawsze miałam nadzieję, że jestem dobrą żoną i matką. Ta świadomość pomagała utrzymać się na wodzie. Pomagała dopiąć wszystko, aby ulotnić się z owego miejsca. Chciałam. Chciałam, aby pewnego dnia Justin wkroczył do zamku i mnie stąd zabrał. 
- Wszyscy Cię szukają.. - Gloria rzuciła we mnie płaszczem, który niechętnie przyjęłam. Nie była osobą, którą chciałam tutaj ujrzeć, ale.. Machnęłam na to ręką. - Choć wcale nie wiem co w Tobie takiego niezwykłego. 
- Podoba Ci się książę.. - wypaliłam nagle nieprzytomna swoich słów. Gdyby mogła spaliłaby się żarem swoich policzków. - Widziałam jak na niego spoglądasz. 
- Oh, zamknij się - wysyczała, wywracając swoimi oczami. Roześmiałam się, jednak nie poddałam się w podjęciu dalszej konwersacji. 
- Nie jestem zagrożeniem. 
- N-i-e podob.. - urwała w momencie, gdy na horyzoncie pokazał się najmłodszy z rodu O'brien. - Nie waż się tego poruszać, rozumiesz? - gniewne spojrzenie dziewczyny nie powstrzymało mnie przed niczym. 
- Wyobrażałaś sobie już jak Twoje ciało wije się pod jego dotykiem? - uniosłam jedną brew ku górze w geście zaciekawienia. Kobieta szybko się płoszyła. Jej nieśmiałość powalała. Jakby w ułamku sekundy jej nienawiść rozpłynęła się. - To nic złego, że pragniesz tego. 
- Czego pragniesz? - wzrok zdezorientowanej Glorii przeniósł się na księcia. Była zmieszana, a jednocześnie podirytowana moim językiem. 
- Wasza wysokość - ukłoniła się niewinnie przed nim. - Odnalazłam zgubę.. 
- Właśnie rozmawiałyśmy o tym jak Twoja podwładna pragnie, abyś.. - jednak nie dała mi dokończyć. 
- Zamknij się wreszcie. 
- Gloria.. - krzyk zszokowanego O'briena sprowadziło dziewczynę na ziemię - Jak śmiesz odzywać się tak do kobiety, która niebawem stanie u mojego boku? - jad, którym ją zaatakował zranił ją. Idealnie i bez skazy mogłam to dostrzec. 
- Przepraszam, panienkę. 
- Za tę zniewagę wiesz co Cię czeka, prawda? 
- Przestańcie.. - rzekłam zirytowana. - Gloria nie miała niczego złego na myśli, lubimy się przekomarzać, prawda? - zerknęłam na nią - Lubię przebywać w jej towarzystwie i wokół jej niewyparzonej buźki.
- Nie chcę po prostu, aby służba traktowała tak ważną dla mnie kobietę. - pisnęłam. Że co? - Lecz skoro tak mówisz, odpuszczę. - otulił moje ciało ramieniem. Byłam zdezorientowana, jego występem przy służbie. Każdy zdawał sobie stąd sprawę jaka jest sytuacja. - Chciałbym Cię zaprosić dziś do alkowy - szepnął mi na ucho, a następnie odszedł. Nie byłam w pełni świadoma jego propozycji, więc miałam tutaj Glorię. 
- Wyjaśni mi proszę, czym jest alkowa? 
- Zaprosił Cię tak? - jej drżenie w głosie było słyszalne. - Jego sypialnia. 
- Czemu miałby mnie tam zapraszać? 
- Przed chwilą byłaś taką nimfomanką, a teraz nie wiesz dlaczego mężczyzna zaprasza kobietę do swojej sypialni - wstrzymałam oddech. Nie pójdę tam. - Rozpoczniecie od kolacji i wina. 
- A potem będzie chciał mnie przelecieć? - uniosłam brwi. 
- Przelecieć? - zdruzgotana mina kobiety wywołała u mnie napływ uśmiechu - Po prostu będziesz musiała mu się oddać. 
- No więc mnie przeleci. 
- To ordynarne słowo, nie używaj go więcej. 
- A to jakie ma wobec mnie zamiary to już mniej ordynarne? 
Westchnęłam. 
- Oh, dobrze wiedziałaś, że czym prędzej tak skończysz - szłam za nią do swojej sypialni rozważając słowa, które usłyszałam. Wiedziałam? Nie, jasne, że nie. Nie wiedziałam nawet, że się tutaj znajdę. Nie wiedziałam, że tak odpłacę za grzechy młodzieńcze. 
- Nadal niczego nie rozumiesz.. - wypuściłam sfrustrowana powietrze z ust. - Nie jestem tutaj dla tak ohydnych przyjemności, nie jestem tutaj dla tego sukinsyna. 
- Widocznie on myśli inaczej - ponownie wróciła Gloria, którą poznałam. - Może w końcu przekona się o swoim błędzie. 
- A więc sądzisz, że Ty byłabyś dla niego odpowiednia? - zaśmiałam się, opadając na łóżko. Za każdym razem była taka zdezorientowana, gdy o nim wspominałam. - Sądzisz, że krzyczałabyś głośniej niż ktokolwiek w tym zamku, gdy jego mały penis wślizgnąłby się w Ciebie?
- Jesteś obrzydliwa.. - zakryła twarz swoimi dłońmi, na co ja wybuchnęłam jeszcze głośniejszym śmiechem. - Twój mąż pewnie miał Cię co noc. - i nagle wszystko znikło. Rozmazało się, a łzy pojawiły się w kącikach ust. Pewnie nie chciała źle, lecz dla mnie był to cios poniżej pasa. Tęskniłam za Justinem. 
- Nie chciałam - skruszony wyraz jej twarzy mnie zaskoczył, ale przytaknęłam. Wolałam nie ukazywać swoich słabości, nie byłam do końca przekonana, że nie wykorzystałaby ich przeciwko mnie. Była wyzwaniem. - Skąd wiesz, że jego sprzęt pod bokserkami jest mały? - próbowała odwrócić moją uwagę. 
- Bo jego ego we wszystkim go przewyższa. 
- To nie oznacza, że jest niezadowalających rozmiarów. 
- Przekonaj się.. - usiadłam po turecku na swoim łóżku. Ponownie oblała się rumieńcem. - Przekonaj jaki jest w łóżku. 
- Chcę Ci przypomnieć, że nie znaczę w jego hierarchii nic konkretnego, a na dodatek to Ty stanowisz tutaj najwyższy cel. 
- Więc pomóż mi się stąd wydostać. - błysk w jej oku wyostrzył moje szanse i nadzieję. Skoro jej na nim zależy, zrobiłaby wszystko, aby pozbyć się jakiejkolwiek konkurencji. Jestem pewna. 
- Gdyby się to wydało, straciłabym głowę. 
- Straciłaś już dla niego, co Ci szkodzi? 
- Uszykujmy Cię do alkowy.. - smutek w jej oczach wręcz parzył, a mi było jej żal, choć nie powinno. Od samego początku uprzykrzała mi jeszcze bardziej te więzienie. 
- Gdzie jest Leonora? - rozejrzałam się po swojej tymczasowej sypialni. Nie wiedziałam kobiety od rana, a to dziwne przeżycie. 
- Nie wiem, mówiła coś o załatwieniu spraw rodzinnych. - wzruszyła ramionami, pośpiesznie wyciągając suknie z jednej z szaf. Gołym okiem była widać, że jest przybita. Pewnie nie raz wyobrażała sobie pójście do sypialni księcia. Gdyby ode mnie to zależało już dawno bym jej pozwoliła na zastąpienie mnie we wszystkim co dotyczy tego faceta. Było by nam wszystkim lżej. 
- Moim obowiązkiem jest przypomnienie o zasadach i wychowaniu, jednak jesteś na tyle dojrzałą kobietą, że sama zdecydujesz co jest dla Ciebie najlepsze - uśmiechnęła się podle.
- Namawiasz mnie do tego, abym mówiła co mi ślina na język przyniesie? - z politowaniem spojrzałam na kobietę w lusterku, która rozczesywała moje włosy. - Tak próbujesz się mnie stąd pozbyć? 
- Mhm..
- Uwierz tym nic nie zdziałam. 
Ostatnie poprawki przez Glorię i byłabym w stanie powiedzieć, iż jestem gotowa, ale.. Nie, nie jestem. Nadal nie podoba mi się ten pomysł, aby iść do jego sypialni. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie ugnę się pod żadnym pozorem, lecz ciężko będzie mi to wyjaśnić osobie takiej jak On. Parszywy, rozpieszczony dzieciak, który sądzi, że ma wszystko w zasięgu swoich brudnych rąk. Jego niedoczekanie. Uwolniłam swoje włosy z ciężkiej spinki, gdy tylko wyszłam z pomieszczenia, w którym byłam wraz z brunetką. Pozwoliłam swoim włosom opaść swobodnie na swoje ramiona. To o wiele lżejsze niż spięty kok, którym mogłabym chmury strącać. 
- Książę już na panienkę czeka - mężczyzna stojący pod drzwiami jego sypialni wpuścił mnie do środka. Zniesmaczona i pełnym grymasem na ustach przekroczyłam próg drzwi. Kilka stóp od jego łóżka stał malutki stolik, a wokół niego poduszki. Zapach potraf unosił się po pomieszczeniu, uwalniając zmysły. Poczułam ukucie w sercu na wzmiankę o wykwintnych daniach. Justin zawsze przygotowywał mi wyszukane posiłki, gdy tylko miał na to czas. Czarował mnie jedzeniem, gdy to ja powinnam od tego być. Kochałam sposób w jaki poruszał się po kuchni, jak nucił pod nosem  i śmiał się, gdy czasami mu się coś przypaliło. Tęsknie za tym. Za nim i jego ciepłymi dłońmi, drżącymi wargami, a nawet za porządnym seksem. 
- Cieszę się, że jednak się zjawiłaś. 
- A miałam inne wyjście? - prychnęłam.
- Oczywiście - roześmiał się - Mogłaś nie przychodzić. 
- A wtedy rzucał byś we mnie piorunami. Znam takich jak Ty, wiesz? - podeszłam bliżej chłopaka, który stał przy oknie balkonowym. - Myślisz, że gdy obwiesisz się milionami to każda laska będzie skomleć przy Tobie jak suka. 
- Masz wyszukane słownictwo - obrócił się w moją stronę - Takiej mowy potocznej używacie w tym swoim świecie? 
- Jesteś jeszcze gorszym frajerem niż sądziłam. 
- Wiesz co grozi za takie zachowanie? 
- O nie, zetniesz mnie o głowę - podnosząc ręce do twarzy udałam przerażenie. Nie mogłam się powstrzymać, jego perfidnie wkurzający uśmiech powodował spustoszenie. 
- Mógłbym to zrobić - ujął swój podbródek w dwa palce. - Ale jeszcze nie teraz.. 
- No tak, najpierw mnie posiądziesz. 
- Co zrobię? - jego piskliwy śmiech przeszył me ciało. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom, jednak kręcąc kilkakrotnie główką postanowiłam dać sobie z tym spokój. Za dużo jak na jeden dzień. - Chciałbym Ci coś pokazać, podejdź. - wyszliśmy na balkon, a moim oczom ukazał się oświetlony dziedziniec. Wstrzymałam swój oddech, widok był przepiękny. Od zawsze zachwycałam się takimi pierdołami. Pobudzały we mnie wyobraźnie. 
- Zasypiała byś zawsze z takim widokiem. 
- Ale ja wcale nie chcę - fuknęłam - Wystarczy mi zasnąć przy mężu. 
- Nie śpiesz się tak, księżniczko - strącił dłonią z mojego policzka "niewidzialne" okruszki na co przewróciłam oczami - Jeszcze troszkę musisz poczekać, aby zasypiać ze mną. 
- Jesteś niepoważny. Nie miałam Ciebie na myśli.
- Niebawem samo z siebie to wyjdzie, przyzwyczajaj się. - odwołałam się od komentarza, jego wybujałe fantazje naprawdę czasami wyczerpywały. - Zasiądźmy do posiłku. 
Westchnęłam zdenerwowana zasiadając do stolika. Wszystko wyglądało w miarę przyzwoicie, pomijając oczywiście towarzystwo. Było beznadziejne. 
- Jakie jest Twój mąż? - zakrztusiłam się zwykłą wodą. - Pytam poważnie. 
- Nie wiem jak ta informacja miałaby odmienić Ci życie. 
- Chcę być lepszym. 
- Strata czasu - upiłam kolejny łyk, aby następnie spojrzeć na jego zdeterminowanie. Uważnie obserwował każdy mój ruch, a ja nie czułam się wcale niezręcznie. Czułam się jakbym miała nad nim przewagę fizyczną. Sama nie rozumiałam. 
- Jestem wytrwałym zawodnikiem. - jego kącik ust drgnął. - Proszę, opowiedz mi. 
- Jest najwspanialszym mężczyzną na tym pieprzonym świecie. 
- Słownictwo droga damo. 
- Nieważne - zatopiłam widelec w jedzeniu, próbując nie zwracać uwagi na jego miny bądź gesty. Chciałam, aby to szybciej minęło. Chciałam wrócić do sypialni. 
- Mój ojciec chce Cię poznać. Jutro tutaj przybędzie. 
- Czy to konieczne? - zmusiłam się na zerknięcie na niego - I tak długo tutaj nie zagoszczę. - jego śmiech znów rozprzestrzenił się po tej sali. Moje dłonie bezsilnie opadły niemal na podłogę, lecz automatycznie wyprostowałam się, gdy podniósł się ze swojego miejsca, by usiąść obok mnie. 
- Nie możesz być ciągle dla mnie taka niedostępna. 
- Mogę i wiesz co? - obróciłam głowę w bok - Zawsze będę. 
- Nie, nie dasz rady - przejechał dłonią wzdłuż mojego ramienia aż do łokcia. - Szybko pozwolę zapomnieć Ci o tym Justinie. - ucałował mój bark. Nieprzyjemny dreszcz otulił moje ciało, a nogi poderwały się. 
- Nigdy nie waż się tego powtórzyć - syknęłam. 
- Pójdziemy na kompromis. - chwycił mój łokieć. - Zapomnisz o swoim mężu, a Twój syn będzie tutaj razem z nami.
- Nie możesz..
- Owszem, mogę. - wymusił się na niewielki uśmiech - Jared już do nas jedzie, kochanie


Justin Pov's

" Z ostatniej chwili z Aranjuez.. 
- Dowiedzieliśmy się właśnie kto zasiądzie wraz z księciem Dylanem z rodu O'brien na tronie. Książę już wybrał być może miłość swojego życia. 
Jest nią piękna, ciemnowłosa Harriet wywodząca się z Wielkiej Brytanii. " 

Automatycznie wyłączyłem wiadomości. Byłem wyczerpany tą gonitwą, a jedynym wyjściem w tej sytuacji był telefon do niej.
- Margaret.. - odebrała po dwóch sygnałach - Potrzebuję Cię tutaj. 





__________♦__________
Dodaje dziś kolejny i wydaje mi się, że rozdziały będą pojawiać się na przełomie NIEDZIELI - PONIEDZIAŁKU!. Tak na osłodę początku ciężkiego tygodnia.
Rozdziału jeszcze nie sprawdziłam. Chciałam zrobić Wam przyjemny wieczór.
Jak wrażenia? Poczytam o tym z chęcią.
CZEKAM na komentarze, opinie. !
I proszę, polecajcie ! Niech większa rzesza czytelników dowie się o fabule. Będę wdzięczna.
Życzę udanego tygodnia <3
PYTAJCIE MNIE NA ASKU ! - LINK JEST W KONTAKCIE PO PRAWEJ STRONIE!






2 komentarze:

Theme by Hanchesteria